Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stańczykowa kronika od roku 1503 do 1508.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

wówczas śniło o Tatarach, którzy po Litwie srodze plondrowali.
A tak miłość moja z dniami rosła, że się stała wkrótce we mnie jedyną myślą i staraniem. Pytali mnie oni jakem się zwał, powiedziałem im własne nazwisko, które po ojcu miałem, i jako w Krakowskiej ziemi szlachecki kawałek posiadałem, a dodałem dobrze głośno, żem był szlachcic. Toć to pono jedno za mną mówiło, bo zresztą nic, wiedzieli mnie oni w łaskach królewskich, ale z tego wiele sobie nie obiecowali, bo znali jaka to śliska rzecz. A tu on klejnot szlachecki, któregom wprzód i denara nie cenił, najwięcej mi pomagał, bo się bardzo pono chciało, mieszczaninowi wydać córkę za szlachcica. Wówczas to jeszcze nie tak jak teraz, co w Krakowie i Wilnie panowie burmistrze równo ze szlachtą idą, i do klejnotów przyjmowani bywają. Za onych czasów to im jeszcze szabli nie wolno było nosić, ani safjanu, ani droższych sukien, a każdy ich popychał, jako chciał, mianowicie też panowie szlachta. To też najbogatszy mieszczanin, wydałby był córkę za najuboższego szlachcica, i przykładów tego trafiało się nie mało.
Kiedy tak w onej miłości, całkiem ochynąwszy się po uszy ugrzęzłem, począłem przemyśliwać jako się to wyżej rzekło, jakby z siebie oną błazeńską sukienkę zrzucić, a do pierwszego stanu szlacheckiego powrócić; bom się prawie brzydził sobą, dla bezeceństwa tego rzemiosła, którem sobie przez swawolę młodzieńską obrał. Aleć nie łatwa rzecz była tak to zrobić, aby nikt pierwszego mi stanu nie przypomniał i owej plamy, którąm sobie uczynił, na oczy nie wyrzucał. Toż różne mi myśli po głowie chodziwały, ale wszystkie do spełnienia trudne, bo mi jak one piętno nie zmazane, które zbrodniom na czele wypiekają, stan pierwszy bezczesny wszędy na drodze stawał. A choćbym był i suknią zrzucił i onego błazeńskiego rzemiosła się zaprzał, znalić mię ludzie i przypominać mogli, żem był przedtem trefnisiem. Pasowałem się tedy wielce z sobą, akoby uczynić, gdzieby się udać, aby mię nikt nie