Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Kaźmierza iż o wycieczkach za Wisłę był uwiadomiony, książę go nigdy nie brał z sobą, ani mu o nich wspominał, a gdy Wichfried napomykać probował, zagadywał o czém inném.
Brak zaufania płacił mu książę uprzejmością wielką i obfitemi darami. Byłby wreście może i zwierzył mu się, gdyby nie Jagna, która między sobą a księciem nikogo mieć nie chciała.
Panowała ona teraz nad sercem odzyskaném, tak jak niegdyś — władza jéj silniejszą była może, choć wdzięk młodości łzy zmyły z jéj twarzy, a smutek na niéj gościł częściéj od uśmiechu.
W pustém domostwie za Wisłą prawie sama jedna, Jagna pędziła życie jakiegoby inna niewiasta nie zniosła. Gdy księcia nie było, z okna dworu które ku Wawelowi wychodziło, patrzała na zamek, śledząc co się tam na nim działo, odgadując co książę robił o któréj dnia porze, szyjąc w krosnach, czekając na niego.
Krosna stały u okna tego, oczy jéj nie zchodziły prawie z Wawelu. Milcząca, rzadko do kogo przemówiła, oprócz pana swego i sług. Żyła myślą i sercem. Potęgowało się w niéj samotnością to przywiązanie, które pochłonęło życie całe — tęskne godziny oczekiwania opłacały się temi które z nim pędziła.
Dla niéj Kaźmierz nie miał tajemnic, przed nią jak przed samym sobą mógł wyspowiadać wszystko, i tęsknoty życia i jego nadzieje a za-