Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

i obyczaj, a dawnego polskiego wszyscy zapomnieli.
Więc ino do kupy, kto poczciwy i do roboty, — a prawda zwycięży.
— Amen! — rzekł westchnąwszy włościanin.
— Po wsiach zbierajcie ludzi, opowiadajcie im cicho prawdę tę i niech będą w pogotowiu. Dosyć cierpieliście.
Zaczęto szeptać... i kilku wyszedłszy zgromadziło się do koła stołu.
Pierwszy mówca, dobył z zanadrza nawieszanych na sznurek blaszek, pytał i począł je rozdawać przytomnym.
— Dobrze wypróbować trzeba każdego, komu się znak da, — bo uchowaj Boże, zdrady, głową nałożyć przyjdzie! — rzekł ten, który mówił ostatni.
W chwili rozdawania znaków, Metlica się wysunął i poszeptawszy coś, wrócił na miejsce do kniazia, niosąc mu blaszkę.
— Słyszeliście? — rzekł — należeć będziecie do nas... weźcie znak...
Konstanty się zawahał chwilę, potém rękę wyciągnął i ujął podane godło.