Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani eks-wojewodzina, po ukończeniu rozwodowéj sprawy, niebawem wyszła zamąż za niemłodego bardzo kasztelana, wprzódy jeszcze asystując do ołtarza matce, która się téż za bogatego cudzoziemskiego kupca uszlachconego wydać umiała.
Małżeństwo to było nieszczęśliwe, gdyż okazało się, że kupiec którego głoszono bogaczem, w istocie blizkim był bankructwa i rachował na starościnę, starościna zaś liczyła na niego. Małżeństwo w przeciągu kilku tygodni rozprzęgło się, gdyż małżonek zniknął, a starościna zgryzłszy się, zachorowała i umarła. Lepiéj powiodło się wojewodzinie, bo przeżyła drugiego męża i odziedziczyła po nim znaczną fortunę. Synek, jedynak, nadzwyczaj troskliwie wychowany, do którego zawsze kilku guwernerów było w domu, tak ją zajmował, że zamąż już wychodzić nie myślała.
Starosta Daliborski, który się zawiódł fatalnie na swych rachubach, zerwawszy z piękną Dosią, zwrócił gdzieindziéj opiekę, serce i nadzieje. Niemłoda już wdowa księżna *** powierzyła mu swe interesa, które tak gorliwie prowadził, iż połowa dóbr księżnéj przeszła na jego imię. Zmuszony był je nabywać ratując swą klientkę; czyniło mu to największą przykrość, lecz poświęcić się musiał, raz wziąwszy to brzemię na siebie. Zmarł, pańską pozostawiając fortunę, z późnego ożenienia zostawując syna i córkę, którzy już do złotéj księgi wielkich rodzin należeli.
Fortuna kołem się toczy, mówili ojcowie nasi!


KONIEC.