Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

jak ci upłynęło życie... jesteśmy bratem i siostrą, wszystko mi się to należy.
Lena uśmiechała mu się łzawo — dobrze! dobrze! wołała... o! chętnie! brata nie miałam, byłam długo sierotą, Bóg mi dał tę chwilę za całe życie oczekiwania... ale dla ciebie... dla ciebie... dla ciebie... jeśli nas spotkają?
Sławek ruszył ramionami.
— Powiemy, żeśmy siostrą i bratem...
— A jak nieuwierzą?
— To im pozwolim szukać, co zechcą i szydzić, jak się podoba... z tém tylko, że pierwszemu, którego posłyszę, dam naukę obyczajności.
Lena posmutniała — No — lepiéj nie mówmy o tém... wszak jeszcze niema nic, a potém... zobaczymy! Na trzeciém piętrze w kamieniczce nie opodal od teatra mieszkała biedna dziewczyna...
— Wstyd mi będzie, rzekła, i mojego mieszkania i ubóstwa. Kobiecie nędza urok odbiera... ale siostra powinna go mieć dla brata, nawet gdy jest bardzo nieszczęśliwa i zbiedzona! Nieprawdaż?
Sławek się uśmiechnął. — Ubóstwo bywa czasem promieniste, poetyczne...
— Tak, odparła kobieta, w powieści, a w rzeczywistości!! Ale chodźmy...
Mrok już gęsty okrywał ulice, gdzie niegdzie tylko