Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

czynu, na zapasy z ludźmi, z myślami, z sobą samym... Kipiało w nim widocznie... Nie zważał wcale na podane śniadanie, z którém się obchodził z grubijańskim apetytem, tak że pan Karol pomyślał, iżby go lada czém można zaspokoić, bo pewnie co jadł, nie wiedział.
— A! tak to oni wszyscy bez mała ze wsi do nas przybywają, myślał sobie Karol, z politowaniem wpatrując się w gościa — rumiani, weseli, ochoczy, ale w jaki rok albo i prędzéj zobaczyć ich — a poznać trudno — oko zagasło, serce zwiędło, chmura nad czołem... Dobrze jeszcze gdy który zdobędzie się na siłę, zamiast na Łyczakowski cmentarz, powrócić na wieś, aby sadzić kartofle i spożywać je — bez masła en robe de chambre.
Oberkelner był filozofem praktycznym — znano go z téj strony — byli nawet podejrzliwi, którzy go posądzali o pisanie pamiętników. Tego się on jednak najmocniéj zapierał.
Nie wiem, jak długo, urokiem młodości pociągnięty, byłby na swym posterunku obserwacyjnym wytrwał Karol, gdyby w drugim pokoiku, przez który od sieni tylko adepci i poufali goście wchodzić byli zwykli — nie zaskrzypiały drzwi. — Odwrócił głowę i postrzegł — cicho jakoś i oględnie wciskającego się, codziennego i wielce tu szanowanego (dla swych wpływów i stosunków) gościa, na widok którego z serwetą na ręku, z oznakami najgłębszéj uniżoności pospieszył.