Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

twarzy zdeptanéj życiem... jakby całe stado trosk i trudów przeszło... Jestem okropna.
Jesteś prześliczna — rzekł Sławek, ale ja ci tego nie powiem więcéj, bo między bratem a siostrą...
— Tak, przerwała Lena — siadaj bracie i mówmy nie o sobie, ale o sztuce, o poezyi! bądź moim nauczycielem... mentorem, opiekunem... Będę cię słuchać, zobaczysz!
Uśmiechnęła się smutnie; miała już usiąść w krześle, gdy niewieścia troskliwość o gościa nagle ją chwyciła.
— Będziesz się śmiał, ale jesteś gościem moim... to godzina herbaty i jak ja potrafię mego wykwintnego brata przyjąć na tém poddaszu ubogiém!
Zaczęła dzwonić, otwarłszy drzwi, nadbiegła służąca, we drzwiach poszeptały z sobą coś i Lena siadła nieco uspokojona.
— Mów mi o sobie... rzekła.
— Szczęśliwe narody niemają historyi, odparł Sławek, ja wolę posłyszeć twoją.
— Chcesz jéj? prawda! należy ci się, odparła Lena, wzdychając. — Bądź co bądź, muszę się wyspowiadać...
Spuściwszy oczy, powoli, czasem nie bez łzy gorącéj — poczęła tęskno opowiadać historyą, którąśmy w kilku skreślili słowach... Sławek słuchał, wpatrując się w nią, to świeże braterstwo coraz się mocniéj za-