Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

— Sam więc wyznajesz, żeś opętany przez nią! z gniewem prawie zawołała hrabina..
— Tak jest — mówił Sławek... ma tę władzę nademną nędza, osamotnienie, nieszczęście, sieroctwo, że mnie opętać mogą. Dla innych urok ma przeważny bogactwo, siła... wziętość, dla mnie to, co opuszczone i nieznane...
— Bardzo to poetyczna teorya... rzekła hrabina, ale ja która muszę żyć w świecie, stósować się do niego, zważać na opinią dla siebie i dla córki... niemogę, tolerując to postępowanie jawnie urągające się prawu... powszechnemu... ściągać na siebie przekąsów...
— Ja téż tego po kuzynce nie wymagam wcale, rzekł urażony Sławek. Potrzebuję tylko zaręczyć przed wami, bo mi chodzi o dobrą u was opinią, że między mną a panną Leną Prater niema żadnego stósunku, któryby świat potępiać miał prawo... na to daję wam słowo honoru... uczciwego człowieka,
— Więc na cóż się kompromitujesz? zawołała hrabina...
Młyński nic nie odpowiedział na pytanie, twarz jego już teraz zbladła, okazywała energią niezłomną.
— Żegnam panią hrabinę, rzekł... jest to rzecz skończona... raz wygnany z domu, nigdy w życiu do niego nie powracam... zatém... ostatnie pożegnanie. Podał jéj rękę.