Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

niż bifsztyk i obiecał sobie mieć oko na dramat, który miał się odegrać — prolog przed zwierciadłem, coś zapowiadał wyraźnie.
Pan Hilary Drabicki (pocóż byśmy dłużéj mieli taić nazwisko?) przestąpił próg zamyślony i wszedł do głównego pokoju z gazetą, niby oczekując na kogoś — przeszedł się krokiem wolnym wzdłuż kilka razy, bacząc na to, ażeby oczów nie zwracać na młodzieńca. Za tarczę służyła gazeta. Młodzieniec ze swéj strony — postrzegł go natychmiast, zdawało się, że go poznał i ciekawie wpatrywał się w niego, nie spuszczając oka. Nie śmiał jednak, lub nie chciał go sam zaczepić.
Drabicki przespacerowawszy się i parę razy na ulicę wyjrzawszy przez szklanne drzwi, zadzwonił na kelnera.. Stawił się sam pan Karol.
— Nie było pana Izydora?
— Dziś? — nie było.
— Cóż to jest? Spojrzał na zegarek... Miał tu na mnie oczekiwać w południe, już dobrze po dwunastéj, a jego niema..., niepojęta rzecz....
— Pewnie zaraz nadejdzie! szepnął Karol, starając się pocieszyć, poczém uznawszy się nie potrzebnym, wysunął się dyskretnie,
Drabicki zanurzył się w gazecie, niby jeszcze nie widząc młodzieńca, który mu się z nietajoną przyglądał ciekawością. Były chwile, zdawało się, że p. Dra-