Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/147

Ta strona została skorygowana.

ale jako wuj musisz wystąpić. Prawo jest za tobą... Teatr! skandal!... osadzimy ją w klasztorze, a siostra Adelaida... ją nawróci... Samo powietrze tego świętego ustronia.. wyrwiemy duszę ze szpon szatana! Jakżeś ty mógł cierpliwie i obojętnie na to patrzeć... ja niepojmuję.
— Bo ja... w istocie... nie rychło się dowiedziałem, o — o sierocie téj! skłamał Sopoćko.
Staruszka spojrzała nań milcząco.
— Naturalnie, żeś chyba nie wiedział, inaczéj byłbyś niewytłómaczony... ale to się jak najnaturalniéj rozwiąże wszystko... Gdyby był opór, ja biorę na siebie, że ci ją wydać muszą, a ty władzą opiekuna, wuja, zażądasz, aby była oddana do klasztoru...
Zresztą naradzimy się jutro rano... Ale z góry ci mówię — nie ustąpię. Wtém przystąpiła panna Karolina w okularach i rozmowa się przerwała, Sopoćko wstał blady jak ściana.
— Otóżem się potrzebnie wyrwał, rzekł w duchu... O! język nieszczęsny... ale żal był po czasie — niestety!


Ks. Kanonik żył, jak mówiliśmy w klasztorze, zajmował on w nim parę celek ubogich, ciasnych, smutnych, ale bogobojny prawdziwie staruszek, zgadzający się téż z wolą Bożą we wszystkiém, złe i dobre przyjmujący z uśmiechem — nigdy nie dał nawet poznać po