Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

bickiego zainterpeluje, ale młodzieńczy strach go ogarniał i cierpliwie wracał do gazety, w któréj anonsa o szuwaksie wiedeńskim, restitutions-fluid, loteryi hamburskiéj i bonach szwajcarskich... starał się zgłębić i wystudyować należycie. Nawet słodowy wyskok Hoffa, który codzień się inaczéj przebiera i żołądkami książąt panujących pociąga plebejuszów ku sobie — zabawił dobrą chwilę poczciwego młodzieńca...
Siedzieli tak, wcale wrzekomo nie wiedząc o sobie. Drabicki patrzał w okno i czekał, wyglądał napróżno tego pana Izydora, zbyt często spoglądając na zegarek; jakby mu było niesłychanie pilno.
Odegrawszy tę rolę oczekującego z talentem prawdziwego artysty, rzucił nareszcie niemiecką gazetę, ziewnął, padł na kanapę i w téj chwili dopiero przypadkiem dostrzegł sąsiada...
Jakby uderzony jego twarzą, począł się wpatrywać, uśmiechnął i nieśmiało, jakby oczom nie wierząc — odezwał się głosem słodyczy pełnym:
— A! czy nie pan Świętosław Młyński?
Młodzieniec zerwał się zarumieniony.
— Wszak pan.... redaktor Drabicki?
— Tak! do usług.... Cóż tu pan w mieścisku porabiasz?.. Poznałeś pan mnie!! Pamięta pan, miałem przyjemność widzieć go rok temu na wesołym wieczorku u Mecenasa.