Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

wpływie dziennikarstwa na społeczność, i wyraził się, że nowy przez stronnictwo liberalne, nieprzyjazny kościołowi założyć się mający dziennik, rodzi wielkie obawy.
— Któż to stoi na czele tego? spytał monsignor.
— Na nieszczęście potomek bardzo zacnéj rodziny, syn świętobliwéj matrony, którą znać miałem szczęście, pan podkomorzyc Młyński...
— Młyński! zawołał kanonik mimowoli, zdziwiony nieco — Młyński!
— Widzę, że się Wielmożny Pan Dobrodziéj dziwisz temu, ja także, mówił Sopoćko, ale sądzę, że go podejściem do tego skłoniono... młody, nieopatrzny człek dał się na lep wziąść błyskotliwym ideom... wieku...
— Czy ks. kanonik zna Podkomorzyca? zapytał monsignor.
— Ja? ale to mój uczeń, najukochańsze dziecię moje — zawołał kanonik, a znając go od pierwszéj młodości, wiedząc o głębokiém jego uczuciu religijném, pomnąc przykłady domowe, nigdybym nie sądził, aby się w coś bezbożnego miał wdawać.
— Za pozwoleniem — przerwał Sopoćko... ja niepowiadam, żeby dziennik miał być bezbożny. W takim razie nie był by niebezpiecznym, bo kraj by go odrzucił... Będzie on niby katolicki, a pełen tolerancyi, będzie głosił zasady równouprawnień wszystkich religii, małżeństwo cywilne... mięszane... i t. p. banialuki...