Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

które ludzi z drogi ścisłéj powoli odwodzą i ostudzają w nich wiarę!!
Kanonik zamilkł chwilę — monsignor spojrzał z ukosa na niego i dodał.
— W istocie, nic nie ma niebezpieczniejszego nad te książki i dzienniki, które pod płaszczem jakiegoś idealnego chrześcijaństwa wydają kościołowi wojnę nie otwartą, ale podjazdową...
— Ale mój mości dobrodzieju — począł kanonik łagodnie — ja tam o dzienniku nic nie wiem, znam tylko człowieka, i za niego ręczę, że jest katolikiem i Polakiem dobrym, co jedno znaczy...
Monsignor uśmiechnął się.
Już jak tylko katolikiem jest, to dosyć... katolik ojczyznę ma w Rzymie na ziemi, a po zgonie, jeśli Bóg da, w niebiesiech...
Kanonik umilkł przestraszony niemal, chustką otarł pot z czoła, w dysputy się wdawać nie miał ochoty...
Sopoćko dźwignął go z tego ciężkiego nieco położenia.
— Jeśli ksiądz kanonik go zna, rzekł powoli, warto by było, ażeby go zreflektował i od jego zamiaru odwiódł... wiele złego uczynić może...
Staruszek się zamyślił.
— Mój mości dobrodzieju, rzekł po chwili, ja te rzeczy po staremu widzę i po staremu może a błędnie