Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

trochę, winienbyś ks. kanonik dawnego swojego ucznia zreflektować i ku lepszéj zwrócić drodze.
Staruszek spojrzał i rzekł — o! chętnie spróbuję...
— W życiu wszystko się wiąże i trzyma... mówił daléj Cavaliere Sopoćko... póki żyła matka, nigdyby nie śmiał i pomyśleć nawet o takim brudnym zawodzie.. Ten nieszczęsny zawód go pobratał z ludźmi płochymi, a ich przykład wciągnął i w... stósunki cale nie zaszczytne i niebezpieczne...
— Niebezpieczne!! zawołał kanonik, składając ręce... niebezpieczne...
Sopoćko znaczącém milczeniem potwierdził swą mowę i ciszéj dokończył...
— Rozpuścił się zupełnie... skandal publiczny... żyje z kobietą płochą...
Kanonik aż się porwał z kanapy...
— Przepraszam pana dobrodzieja — to chyba plotki! to potwarze.. ja tego chłopca znam z gruntu. Nigdy skromniejszéj istoty i dziewiczéj takiéj czystości obyczajów w młodzieńcu nie spotkałem... Stary się rozśmiał, ruszając ramionami. Monsignor poprawiał koronkowe mankietki.
— Ale całe miasto patrzy na to i mówi o tém.
— Pozory może, bo to chłopiec nieostróżny, zaufany w swéj niewinności.