Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/170

Ta strona została skorygowana.

— A z tego faktu cóż pan chce wyciągnąć?
— Może to, iż o przyszłości jéj mam myśleć prawo...
— W jaki sposób?
— Jak mi się podoba... A naprzód może niechcę méj siostrzenicy widzieć na deskach teatralnych i na drodze do zguby.
Lena ruszyła ramionami.
Daruj mi pan, rzekła, prawa nie znam, ale serce ludzkie oceniać nauczyło mnie nieszczęście. Nie ozwało się ono jeszcze w panu... powiedz mi więc, proszę... czego możesz żądać odemnie i z czém do mnie przychodzisz?
— Chcę się zająć jéj losem...
— Zawsze dla mnie tajemnicą, dla czego teraz, nie dawniéj?
— Bom o niéj nie wiedział.
— Przepraszam pana, nagle zbierając swe wspomnienia, odpowiedziała Lena... pan doskonale musiałeś wiedzieć o mnie, ale zapewne naówczas nie miałeś powodów upominania się o opiekę. Doskonale pamiętam, gdym była u Sióstr i na pensji, żeś pan asystował eksaminom, na których moje nazwisko było czytaném... Gdybyś był chciał choć spytać naówczas... o tę biedną Helenę Prater... Teraz zapewne masz pan jakieś dla mnie niezrozumiałe przyczyczy troskliwego opiekowania się.
Rozśmiała się gorzko: Sopoćko schwytany na fałszu,