Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

wszystkie miłości są czyste... tylko skutki ich bywają czasem niezupełnie... tak! tak!
— To mój brat! przysięgam panu...
— A! zawołał Dyrektor zdumiony — brat! tego nie wiedziałem... a dla czegóż?... a no tak! rozumiem... z lewéj ręki... tak tak!
Lena nie dosłyszała i nie zrozumiała.
— I nikt nie o tém nie wie?
— Ludzie po ludzku nas sądzą... więc nie słusznie.
— A objaśnić im nie można? spytał Krzyszko... hę?
— Nie uwierzą.
— Tak! tak! ma panienka słuszność, nie uwierzą... Plotki chodzą... no... i osoby wpływowe, wysoko położone... które dla mnie są wielkiego znaczenia, wymagają, nalegają, forsują.
— Musisz mnie pan oddalić!
— Tak! tak! muszę! sama niech panna Lena wejdzie w położenie moje? hę? Nie zechcesz mnie zgubić?
Zamilkli, Dyrektor cały był w ruchach jakichś sprężystych, któremi wyrażał stan swéj duszy... nieszczęśliwy, zburzony... oczy podnosił w niebo — łamał ręce — wzdychał...
— Muszę! jestem zmuszony! tak! tak! jestem zgnieciony, jestem zniewolony... na to nie ma wyrazu... tak! tak!