Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

wszyscy... tak! tak! — on nie da ci zakosztować goryczy... on obmyśli...
Dla mnie to większa strata! bo byłbym z panny miał taką Maryą Stuart... (pocałował się w palce)... taką Ofelią... a! a! tak! tak! coby z waćpanny nie było!! Ale z publicznością walczyć nie podobna! Siła złego wielu na jednego... Jest nawet jakieś łacińskie przysłowie podobne, którego nie pamiętam... kończy się na... ures... czy ules... nie pamiętam... kłaniam uniżenie! tak! tak! do nóg upadam! słowo honoru, byłem zmuszony! do nóg upadam!!


Nazajutrz rano Sławek zbladły i wymęczony siedział nad stosem papierów w redakcyi, rozmyślając nad drugim już artykulikiem z wiadomości krajowych, który znowu przyszedł go ukłuć boleśnie. Brzmiał on jak następuje:

„Nowy dziennik zapowiedziany tak szumnie, któryśmy już oglądać mieli... węże podobno dusi w kolebce, z któréj się nie może wydobyć. Dwom panom służyć nie podobna, a serce zajęte przez wielkie uczucie, nie może bić dla wielkiéj sprawy.. słychać, że wyjście dziennika odroczoném zostało do nieoznaczonego czasu... Powitalibyśmy go byli staropolskiém — Szczęść Boże! ale podobno skoń-