Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/19

Ta strona została skorygowana.

dziwie, nie zasłużyłem, rzekł cicho — nadto pan dobrodziéj łaskaw jesteś... To pewna, że jeźli nie przynoszę z sobą talentu, przynajmniéj chęci jak najlepsze, gotowość do poświęcenia, do pracy — pragnienie stania się użytecznym krajowi.
A po chwili dodał — nie mam, dzięki Bogu zarozumiałości, czuję się młodym i z rad pańskich nie omieszkam korzystać.
Drabicki uradowany skłonił się, spojrzał na zegarek...
Tego Izydora nieznośnego widzę, że się nie doczekam — rzekł cicho... czy pan znasz Izydora?
— Prawie z nazwiska tylko... wiem, że człowiek utalentowany...
— Tak jest, tak jest, nie przeczę.... Styl ma cudny, łatwość niesłychaną, złote pióro, panie dobrodzieju! złote pióro! ale człowiek... potrzeba go wodzić na pasku, pilnować, dyktować mu, a nie puszczać bez niańki. — Tysiące głupstw płata... każdy go pociągnie, kto chce.. w życiu nieład jak największy. Mimo dosyć pięknych dochodów z pióra, niedostatek, nędza prawie doskwierająca... a ma grosz, to go przehula! Gdybym przez litość nie opiekował się nim, dawnoby się zapił, albo umarł z głodu... grosz się go nie potrzyma... przeje, przepije, odda oszustom... i próżniak w dodatku, że gdyby nie mus, nicby nie robił, tylko jadł, pił i spał.. Na