Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

— Ma pan łatwość do języków...
— Nie — języki psują styl... umiem naturalnie po niemiecku, innych nie chciałem się uczyć z zasady...
— A! a! ale mi się zdaje dla literata niezbędne...
— Tak! dla literata? ja będę wieszczem lub niczém... To co dziś piszę, jest tylko przejściowe... wprawiam się na krytyce, wyrabiam styl... ale całą siłę wyleję w wielkim poemacie... i to są dotąd tylko zarysy, widma przyszłości...
Szanownemu Lapislazuli, tę samą dał niemal odpowiedz Sławek co jego poprzednikom i miał już drzwi zamknąć wszystkim, gdy wszedł przyjaciel Samiel.
Młyński odetchnął, postrzegłszy go i widząc że serya kandydatów do współpracownictwa na dziś się wyczerpała. Samiel który teraz był w wielkich łaskach u hrabinéj Wartskiéj, a przyczynił się do wysadzenia ztamtąd, zawadzającego mu Sławka, grał jeszcze rolę najczulszego przyjaciela, choćby dla tego, żeby wiedzieć o jego obrotach. Młyński rad mu był prawie.
— Cóż mi przynosisz? zapytał...
— Powiedz lepiéj co u ciebie znajduję... odpowiedział Samjel — cóż? dziennik?
— A no! idziemy ku niemu.
— Znasz już artykuł gazety?
— Leży na stole.
— Trzeba nań odpowiedzieć i