Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

— I ja się tego domyślam, rzekł Samiel... bo przez kilka dni... gdy Sławek bywać tam poprzestał... Jadzia chodziła jak zwarzona, uspokoić się nie mogąc.
— A dla czegoż bywać poprzestał? zapytała zamyślona.
— Nie wiem... może go tam ogadano... może... ale a prawdziwie nie wiem.
— Biedne dziecię cierpieć musiało! cicho dodała Lena. Pan tam bywasz?
— Tak jest, znam te panie.
— Nie wiesz przyczyny tego nieporozumienia.
— Nie... wahając się, rzekł Samiel.. nie domyślam się...
— A ja.. łatwo je odgaduje! szepnęła Lena, żegnając go ukłonem i oddalając się szybko... Samiel, który był ciekawym bardzo, równie żywo pogonił za nią. Zdaje mi się, rzekł, że pani odgadujesz fałszywie!!
Na te słowa jeden z dawnych natrętnych adoratorów Leny, Jasiek... przyskoczył i ukłonem powitał artystkę...
— O co tu idzie? zapytał... o co?
— Pan znasz te panie? podchwyciła Lena.
— A jakże, nie! znam! hr. Wartska i p. Jadwiga, kuzynka a bodaj narzeczona Podkomorzyca.
— Widzisz pan? odwracając się do Samiela —