Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

lat wielu, do którego nawet gospodarz nie miał wstępu. Wszystkie zgłoszenia przyjmował na piśmie. Wkładano je do skrzynki przybitéj do drzwi. Nie było przykładu, ażeby się go kiedykolwiek dodzwonił, choćby o szóstéj rano. Wychodził z domu, zabierając klucze z sobą, wracał i zamykał się, służącéj nie dopuszczał robić u siebie porządku, mówiąc, że sam starczy sobie — wodę przyniesioną stawiono mu podedrzwiami.
Można sobie wyobrazić, jaką ciekawość obudzało mieszkanie, tak szczelnie od lat wielu zamknięte, do którego nikt nigdy nie wchodził. Opowiadano o niém osobliwsze rzeczy, ale faktem było, że nikt do niego nie zajrzał. Sopoćko nie wszedł i drzwi nie otworzył, dopóki kto stał przy nim, — natychmiast za sobą ryglował. Okna jego pokoików wychodziły w ciasną uliczkę, tak że przez nie, gdyby były otwierane, cośby we wnętrzu zobaczyć można, ale ani podwójnych nie wyjmowano, ani oprócz małych szybek otworzono co kiedy... Zresztą zapuszczał story... a w wieczór migało tylko przez nie światło, które u niego po całych nocach czasem widzieć się dawało.
Nie było powodu urzędowie się dostawać do mieszkania tajemniczego człowieka, który zresztą z władzą i z policyą był w jak najlepszych stósunkach, ale nie jeden wiele by był dał, żeby się dostać do tych troskliwie zkrywanych izdebek. Sopoćko wychodził do kościoła