Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

— Tak! tak! dodał stary — ale jeśli się dobry uczynek popełni, czy koniecznie ma się potém o wypłatę z lichwą dopominać?
— Ale ja żadnéj wdzięczności nie żądam, zawołał Sławek — chcę wiedzieć, co się z nią stało. Nie należało mi się więcéj nad proste pożegnanie, ale to mi się należało...
— Nie wiem — odparł stary... to nie moja rzecz.
— Mógłbyś mnie przecie pan dobrodziéj objaśnić o jéj losie.
— Nie wiem, czy to się godzi i czy potrzebne.
— Ale jesteś pan uwiadomiony o nim.
— Spodziewam się! trochę szydersko odparł Sopoćko.
— Czy wyjechała z miasta...?
— Gdyby panna Prater była uznała właściwém dać o sobie wiadomość, zapewne by to uczyniła.
— Może nie mogła, rzekł gniewnie Sławek, wiemy o podobnych w imię świętobliwych intencyi popełnionych sekwestracyach... trafiało się to gdzieindziej. Któż wie czy i tu co podobnego się nie stało.. Mogliście użyć zwykłych narzędzi podstępu, kłamstwa i siły, wszakże u was cel uświęca środki.
— Co to jest u was? spytał Sopoćko...
— Domyśl się pan... rzekł Sławek, i bierz, to jak chcesz.