Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

w Paryżu. Drabicki ręce zacierał, ale stał sobie z boku, nie mięszając się do niczego.
Przed ludźmi poważnymi ubolewał wielce nad tém, iż do skandalów daje powód dziennikarstwo...
— Ale bo téż, panie dobrodzieju| pozwalają sobie. Ja od tylu lat mam szczęście stać u steru dziennika, przecież mogę sobie oddać tę sprawiedliwość, że nigdy nie dałem powodu itd.
Tegoż dnia liczne towarzystwo zebrane było u hrabinéj Wartskiéj, a Samiel przyniósł na ucho gospodyni wiadomość o nieuchronnym pojedynku. Hrabina pobladła... Gniewała się mocno na Sławka... może dla tego, iż go wprzód zanadto lubiła... ale teraz żal jéj było biednego chłopca, bo Samiel dawał do zrozumienia, że ten Kanarek był strasznym antagonistą, strzelał jaskółki w lot, a w pałasze bijąc się, na kapustę ludzi siekał.
— Zmiłuj się pan.. nie mów nic o tém... boję się, żeby mi się Jadzia nie dowiedziała... to dziecko...
Podawano sobie wiadomość z ust do ust, przecież panienki miały co innego do czynienia i biedna Jadzia nie posłyszała nic...
Samiel wymknął się wcześnie, był bowiem jednym z sekundantów Sławka i na umówioną godzinę miał się stawić w mieszkaniu szlachcica. Chciano tylko, żeby mu wprzódy węgrzyn wyszumiał.
Młyńskiemu nie zbywało na osobistéj odwadze,