Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

ażeby nie wywołać interwencyi policyjnéj. Jakoż nazajutrz w mieście nosił po cichu Drabicki wiadomość, iż Młyński pobity i wyłajany przeciwnika przeprosił, uściskał i stchórzywszy... na wszelkie jego przystał warunki.
Ludzie trochę się temu wprawdzie dziwili, bo u nas bojaźliwość jest rzeczą rzadką... ale pogłoska potwierdzała się zewsząd... Sławek stchórzył...


Stary cmentarz za miastem, który dla zupełnego braku miejsc i niemożności rozszerzenia został od lat kilku zamknięty, był miejscem wcale do pojedynku dogodném. Szla wprawdzie tamtędy stara droga niegdyś, ale po usypaniu nowéj szosy, została prawie nieużyteczną i nieuczęszczaną. Drzewa, korzystając ze swobody, rozrosły się po nim przepysznie, ocieniły go, okryły, a pośrodkiem szedł wąwóz suchy, w którym się doskonale ukryć było można... Dawne, skromniejsze od dzisiejszych, grobowce, po większéj części z cegły, z wmurowanemi napisami, rozpadały się powoli... zielsko i chwasty je obejmowały... i rzadko która mogiła okazywała pamięć żywych o zmarłym, lecz latem bogata roślinność weselszym płaszczem nowego życia oblekała ruinę.
Dniało zaledwie, gdy niecierpliwy już Sławek w towarzystwie Samiela i Rotmistrza przybył do bramki jedną ścieżką, a drugą prawie w téj saméj chwili ze swymi przyjaciołmi zjawił się pospiesznie idący Kana-