Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

krześle, zdawało się bowiem, że zemdleje, potém druga nauczycielka przyszła ją zastąpić, a chorą odprowadzono do jéj pokoiku...
Każdy się domyśli, że tą biedną nauczycielką była Lena... ale nikt nie pojmie boleści, jaką uczuła. Być zamkniętą, uwięzioną, zaryglowaną w téj chwili, gdy ten jéj brat jedyny tam konał, a może wspomniał ją, a może szukał oczyma... Wszystkie najmocniejsze postanowienia wytrwania w odosobnieniu, nie widzenia go więcéj, rozbiły się o to uczucie... o tę niewysłowioną boleść. Jak w pierwszéj chwili gdy sądziła, że jest ciężarem, zawadą... porwała się, skazując na wygnanie... tak teraz przerażona z równą gorącością chciała wybiedz, lecieć i pójść służyć umierającemu... a potém! potém... dla niéj już życia nie było... i myśli o życiu. Potem... ciemności... śmierć |
Dzika natura sieroty, nigdy zwalczoną być nie mogła, tylko własną siłą, ilekroć ta obracała się przeciwko niéj, Lena niczém już od pierwszego popędu wstrzymać się nie dała...
Wszedłszy do swéj izdebki spłakana, rozgorączkowana, powiedziała sobie.
— Iść tam! być tam! bądź co bądź! zobaczyć go raz jeszcze...
Rygle i zamki i więzienne mury klasztoru ją nie ulękły, wszystkie środki ucieczki, o jakich kiedykolwiek