Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/253

Ta strona została skorygowana.

zwiędło w więzieniu! Są przykłady więźniów, którzy gdy im otwarto wrota, wyjść nie umieli i nie chcieli... ale to nie byli już ludzie, były to żywe słupy więzienne... Lena odzyskawszy wolność, odetchnąwszy powietrzem... zrazu jak upojona niespodziewaném szczęściem swém... oparła się o mur... stała... nie wiedziała dokąd iść, nawet od kogo się o Sławku dowiedzieć... Nie rychło dopiero, zebrawszy myśli i przypominając sobie, co jéj mówił, widząc się z nią przedostatnią razą.. jak przez sen przypomniała sobie także nazwisko uliczki. Była ona nieznaną jéj, ale miasto znała zbyt dobrze, by w niém zabłądzić, wiedziała gdzie szukać dworku... domyślała się już przynajmniéj,
Pogrzeb przeciągnął, w uliczce zrobiło się pusto — Lena poszła znajomemi sobie przejściami ku téj stronie, gdzie się spodziewała znaleść, zobaczyć jeszcze może raz ostatni... tego, którego w sercu nosiła od owéj godziny, kiedy ją dzieckiem przytulił u łoża konającéj matki... Zdawało jéj się zawsze, że ona mu swe prawa przekazała...
Lena szła żywo... z oczyma załzawionemi... spytała po drodze głosem drzącym kogoś, wskazano jéj domek nie daleko, otwarła furtkę do ogródka... stanęła... W chwili gdy już miała wnijść, sił jéj zabrakło... W dworku widziała okna oświecone... przesuwające się cienia ludzi... odwaga, jaką dotąd miała, opuściła ją