Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

za obowiązek to pospieszyć, byłem w obawie nadzwyczajnéj, żebyś pani się nie pospieszyła z wyjazdem... bo nużbyś ją pani tam spotkała?
Hrabinie wargi drzały, darła rękawiczki, nie śmiała powiedzieć, co myślała... a myślała w duszy — co zrobić z Jadzią...
Wyjdź pan, zawołała nagle, wyjdź... muszę się z córką rozmówić... wrócisz wieczorem.
Samiel przypuszczony do tajemnic, szczęśliwy z tego obrotu rzeczy... wysunął się żywo... Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, gdy Jadzia wpadła.
— Ale nie ma téj flaszeczki z wodką kolońską.
Spojrzała po pokoju.
— A gdzież pan Samiel?...
— Wyszedł..
Po twarzy matki Jadzia poznała, że się coś stało, zbladła strasznie, domyślała się, że Sławek był gorzéj chory... Myślą nie śmiała sięgnąć daléj.
Mamo... mamo, mów, ten złowrogi człowiek przyniósł z sobą jakieś nieszczęście...
— Nie to jednak, co myślisz dziecko moje... odezwała się matka...
— Sławek zdrów? spytała Jadzia.
— Zdrów.
— Oddycham...
— Ale nie pojedziemy do niego, odezwała się matka