Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

nad sobą zwycięstwo... Matka więcéj się niém może przestraszyła, niż by była zgryzła z łzami i rozpaczą. Dowodziło ono uczucia tak potężnego, jakiego w tém młodém sercu spodziewać się nie było można.
— Ja — odezwała się nareście Jadzia głosem jakimś dziwnym, przyznaję się mamie, że tego nie rozumieniem, jak wielu zresztą jeszcze rzeczy na świecie... mama postąpi, jak wypada i jak zechce... ale — —
— Ale powiedz mi myśl swoją...
— Ale mnie się zdaje, że jeśli my nie będziemy tam.. to własnie może nadać dziwne znaczenia przybyciu téj sieroty.. Wszakże my o niéj nie wiemy... to jest nie wiedziałybyśmy, gdyby nie usłużny Samiel, który wszystkie niepotrzebne plotki zawsze przynosi.
Mama się zmarszczyła.
— Wszakże my jéj widzieć nie będziemy. Ja — dodała Jadzia... szanuję tak Sławka, tak w jego poczciwe wierzę serce, że nie mogę przypuścić, aby to, na co on się godzi, złém być mogło.
Przemówienie Jadzi było czémś tak nadzwyczajném dla pani Wartskiéj, iż na chwilę usta jéj zamknęło... zdziwiona zamilkła, a po tém dodała.
— Myśmy tam już nie potrzebne.
— Mamo! mamo!... a gdybym ja zaś poprosiła pięknie, bardzo pięknie... na klęczkach...
— Czyż ci to nie robi przykrości, przerwała matka,