Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

pokojowy szpic biały dostanie się w łapy podwórzowego brysia.
Drabicki przybrał postawę dobroduszną, nawet pietystyczną... i widząc, że stary jest zmięszany, usiłował go rozochocić i rozweselić,
— Tak, rzekł, widzę że pan dobrodziéj od szanownéj naszéj, czcigodnéj matrony pani hrabinéj wychodzi. Niestety! ja nie mogę się jéj łaskami poszczycić... Państwo wszyscy macie mnie, jeśli nie za przeciwnika, to za indyferentystę... ale, zawsze to powtarzam, potrzeba znać położenie i wymagania jego. Duch wieku wionął na nasz kraj od wieków katolicki... jak burza obalił wiele... Wstępnym bojem z nim walczyć, nic się nie uczyni, trzeba... lawirować... Ja téż lawiruję — lawiruję, dodał rękami komentując wyrazy — ale mi państwo nie zarzucicie, żebym sprawy kościoła i religii nie bronił...
— Nie występujesz pan przeciw... ale téż nie masz odwagi wystąpić za... rzekł Sopoćko.
— Bo by się to na nic nie zdało... mówił Drabicki — w kwestyach ogólnych, mości dobrodzieju — uczucia religijnego, przywiązania do wiary przodków tradycyi narodowych i t. p. stoję zawsze przy sztandarze...!
— Temu nie zaprzeczamy... rzekł Sopoćko.
— I nie możecie mnie na jednéj linii postawić