Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

ledwie cień piękéj niegdyś twarzy, przed czasem zestarzałéj, wychudłéj, zmęczonéj. Musiała wzbudzić litość w tém świeżém dziewczęciu, ledwie rozpoczynającém życie, ledwie kosztującém pierwszych jego boleści...
— Panno Heleno, odezwała się wstając Jadzia — wierz mi, mieć we mnie będziesz siostrę i przyjaciółkę... Ja nie mam ani znałam przyjaźni... Nie opuszczaj go... jeśli będzie można... zobaczysz mnie tu! lub — nie wiem, ale się zbliżyć musimy!
Ścisnąła jéj rękę, zawinęła się chustką i wyśliznęła na palcach z pokoju... Kanonik drzący pozostał na progu... Lena pobiegła łzy skryć gdzieś w bocznéj izdebce. Przy Sławku siedział lekarz, pomrukując niezadowolniony bardzo z chmury.
Zaledwie minut kilka upłynęło po wyjściu Jadzi, gdy w ulicy turkot się dał słyszeć, a wkrótce potém Kanonik się domyślił po prędkim chodzie i szeleście sukni kobiecéj hrabinéj Wartskiéj.
Ona to była w istocie, w ślad pędząca za córką. Jadzia z wieczora skarzyła się na ból głowy, mówiła, że chce się położyć i czytać swobodnie... dała dobranoc matce i wyszła. Hrabina ani się mogła domyślić nawet jakiegoś szalonego w tak łagodném i posłuszném dziecięciu — postępku... Ale w godzinę może potém niespokojna o ból głowy, poszła zapukać do córki, pokój był zamknięty... słabe światło lampki widać było