Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

chcę wam zatruwać serca, ale ta, która dokonać mogła takiego czynu... musiała mieć przewrotność... my przypuścić nie mogłyśmy...
— Jakże się to stało?
— Weszła do jéj pokoju praczka, a że była zmęczona i chora, prosiła o pozwolenie spocząć nieco na krześle. Panna Helena nie tylko że jéj pozwoliła, ale zdjęła z niéj chustkę... a gdy niewiasta usnęła, wziąwszy jéj okrycie i kosz od bielizny, zamknąwszy ją na klucz... sama wyszła z klasztoru. Nie była może za furtą, gdy kobieta przebudziła się i narobiła wrzawy, nadbiegłyśmy...
Sopoćko głową kiwał...
— Dozoru nie ma! należnéj surowości brak! odrzekł — wiesz pani, co to za następstwa ciągnie?
— A! wiem! ze łzami odparła panna Starsza, to jest najstraszniejsza próba, jaką Pan Bóg na dom nasz niewinny mógł dopuścić — ale cóżem ja zawiniła?
— A czyjaż wina! wołał Sopoćko, czyja wina! niczyja tylko zbytniéj pobłażliwości, a raczéj niedołęztwa, tak, niedołęztwa.
Przełożona płakała, Sopoćko się burzył, ale nagle zabełkotał coś niezrozumiale, chwycił się za poręcz od krzesła i padł na nie zbladły z oczyma wysadzonemi... wołając głosem już niezrozumiałym... wody!
Panna Starsza pobiegła, przyniesiono nie tylko wodek,