Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

— Ja z sercem mojém znam się dobrze, — nie jest ono sroczką i paplać nie ma ochoty...
— Ale za przyszłość ręczyć nie można.
— — Czasami! Samiel wstał i rzekł. — Idę więc do Dyrektora teatru...
Nie chciał dłużéj przeciągać rozmowy i odegrawszy w porę, jak mu się zdawało, preludyum, wysunął się z oficynki.
Tegoż dnia pod wieczorem nastąpiło przewidziane oznajmienie urzędowe pannie Helenie Prater o spadku po wuju... Biedne dziewczę zrazu nie zrozumiało, potém uszom wierzyć nie chciało, naostatek... wyprosiło u urzędnika uśmiechniętego o chwilę czasu dla uspokojenia się, namysłu... podziękowania Bogu. — Helenie zdawało się, że była w teatrze, tak teatralnie los jéj pod nogi rzucał fortunę pańską, niezależność, bogactwo...
Pobiegła naprzód do Sławka... przyklękła przy łóżku i zamyślona, obłąkana, nic mówić nie mogła. Powoli, po cichu, potém ostrożnie oznajmiła mu o zmianie swego losu, ale Młyński który był nieco zdrowszy, choć się dla niéj ucieszył tém, nie okazał zbytku radości, prosił tylko w obawie, aby jéj nie oszukano, żeby mecenasowi, którego jéj wskazał, zaraz nazajutrz dała pełnomocnictwo. Kanonika, który chodził na straży z brewiarzem, przywołano. Staruszek podniósł ręce do góry i rozpłakał się
Ale ludziom serca choć przybytek grosza zrzuca