Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/298

Ta strona została skorygowana.

— Ten człowiek leży chory, daj pokój temu artykułowi...
— Nie mogę...
Izydor zdusił go w garści i rzucił na podłogę, spojrzał w oczy Drabickiemu groźno... Redaktor dobył pugilaresu.
— Zapomniałem wiecznie, że panu się należy extra kilkanaście guldenów... Izydorowi ręka drzała, czuł się podłym, ale ostrygi i wino!! Wziął gratyfikacyą milczący, dumny i wyszedł.
Artykuł został wydrukowany — dobił on może dziennik — ale do Sławka go nie dopuszczono.
Gdzie tak wielki artysta jak p. Drabicki do dzieła rękę przykłada, można się zawsze spodziewać, że żadna część jego zaniedbaną nie zostanie. Tak się i tu stało, nie zostawiono poczciwéj nitki na nieszczęśliwym podkomorzycu, puszczono między tłum (a tłum lubi plamy na tych, co się wyróżniają wykształceniem i majątkiem) najdziksze, najsprzeczniejsze z sobą wieści o życiu i obyczajach Sławka, którego malowano i wystawiono sobie powszechnie, jako rozpustnego marnotrawnika. Przywiązanie panny Leny przypisywano jego zwodzicielstwu... pleciono niestworzone rzeczy... rzucając potwarze na hrabinę, na Jadzię... na osoby nawet, których nie znał Sławek.
Oprócz tego Drabicki i jego przyjaciele utrzymy-