Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/309

Ta strona została skorygowana.

potakiwał, śmiał się, mruczał, ale w ogóle grał rolę bierną postrzegacza.
Przy podpisywaniu owego manifestu, który się miał ukazać w gazecie, Samiel uznał stósowném wyśliznąć się zręcznie... a powracając do domu, zamyślił się głęboko...
Sławek ranny, chory... padał najwidoczniéj, ruina materyalna już palec na nim położyła, jak kładną znaki w miastach po domach przeznaczonych na zbicie. Czemużby ratować go nie mogąc, przyjaciel nie miał skorzystać? Powtarzał sobie pan Samiel wyrzut zbytniéj delikatności, wyrzucał niepotrzebną szlachetność... (któréj wcale nie miał) wmawiał, że ten upadek na coś się komuś przydać był powinien. Czemuż nie jemu?
Pokonawszy sumienie, które się tak bardzo nie oponowało — Samiel szukał już tylko planu rozumnego postępowania...
Ale ażeby plan stworzyć, należało widzieć jasno położenie... a tego właśnie Samiel mimo wielkich zdolności do podsłuchiwania tajemnic spółecznych, dotąd nie umiał osięgnąć — nie wiedział naprzykład, w kim się rzeczy wiście Sławek kocha i kto mu milszy, czy Lena czy Jadzia? Zdawało mu się na przemiany jedno... potém drugie, ale ostatecznie był w niepewności wielkiéj.
W tych myślach pogrążony, machinalnie zaszedł Samiel podedrzwi hrabinéj, a uważając to za znak dany