Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

a my boso... co gorzéj! gdybyś zajrzał w głąb... pustki i śmiecie...
Ot — dosyć! dajcie piwa i zapomnijmy o wszystkiém...
— Nie mówiłem panu, że będzie bredził i prawił nic do rzeczy? szepnął Drabicki.. to jego zwykłe piosenki...
— Co prawda, to nie grzech... a in vino veritas.
Rozmowa w tym tonie ciągnęła się przez cały obiad, na ostatek którego Młyński kazał przynieść szampana... Wypił nim zdrowie Drabickiego... p. Izydora, oni mu téż odpowiedzieli serdecznemi życzeniami, a stary wyga namieszał w to wszystko dowcipu i ucinków podostatkiem...
Już się butelka ze srebrną główką miała ku końcowi, gdy chłopak z drukarni nadbiegł, powołując pana redaktora dla nader pilnego interesu.
Musiał się tedy wynosić i chciał z sobą koniecznie pociągnąć p. Izydora... nie życząc sobie może sam na sam go z Izydorem podchmielonym zostawiać. — Ale szanowny współpracownik, mając zapewnioną czarną i posłyszawszy o mającym po niéj nastąpić likworze, wrosł w krzesło, nie chciał się ruszyć...
— Ani czterema parami wołów mnie ztąd nie wyciągniesz — rzekł stanowczo — dopóki uczciwie, ortodoksyjnie obiadu nie dokończę.