Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

Słowa te, dziwnie przystawały do położenia i uśmiechając się, powtórzył je powoli podkomorzyc, podając rękę — niewieściemu aniołowi.
— Tak! rzekł — byłaby to piękna śmierć, gdyby módz poświęcenia hymnem umierać! ale na świecie coż się właściwie poświęceniem nazwać może? Nie mówmy o tém...
Śliczny ten poezyi świat! jedyny... prawdziwy! rzeczywistość jest kłamstwem... poezya tylko prawdą! Cokolwiek człowiek zechce ująć dłonią, dotknąć ciałem, to mu się w proch rozsypie i rozleje w błoto... jedna myśl i poezya nieśmiertelną, widomą, choć nie poścignioną świeci gwiazdą.
— Prawda — odpowiedziała Lena — kto chce być szczęśliwym, ten w myśli i śpiewie szczęścia szukać powinien, nigdy w życiu... Ja także nie wierzę w rzeczywistość.. wyjmuję miłość dwóch czystych istót... jakby z poematu wyjętą... Ta może na całe wystarczyć życie.
— Ale ona — rzekł Sławek, rzeczywistością nie jest, tylko marzeniem, a im mniéj tknie się ziemi, tém cudniejsza..
Zamilkli...
— Sen życie... dorzucił tęskno podkomorzyc.
Gdyby się tylko przebudzić w jasnym obłoku, ręka w rękę z Beatrysą.. jak w przedostatnich pieśniach raju.