Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/334

Ta strona została skorygowana.

— Jak się to dziwnie, rzekła po chwili, myśli czasem ludzkie zbiegają — ja noszę się od kilku tygodni z turkusem... dla ciebie...
— No! to właśnie pora, zawołał weseléj Sławek, abyś mi go oddała... będą to braterskie zaręczyny...
Lena przyniosła zdjęty z palca pierścień nowy, także turkusowy i nieśmiało wciśnęła mu go na rękę.. Sławek uśmiechnięty nań patrzał.
— Powiedziałem, że te kamyki niebieskie szczęście przynoszą... niechże ziszczą, co obiecują!
Spojrzeli na siebie i Lena usiadła uspokojona... Dziwny traf te dwa turkusy, rzekła — ale się dzieją cuda nawet w małych rzeczach...
— Jestem pewny — rzekł Sławek, że myśli w ludziach nawet nie wyrażone przez słowa, gdy są silne i potężne, oddziaływają na tych, ku którym są skierowane... Dziwią się nieraz zkąd przychodzi jakaś idea niespodziana... która jutro rzeczywistość zmienia w fakt.. cóż to, jeśli nie poczucie myśli, która leci i jak błyskawica grzmot, poprzedza czyn.
Było to ostatnie słowo rozmowy, bo Sławek uczuł się zmęczonym, zakaszlał, zamknięto okno, a Lena choć pragnęła zostać przy nim, musiała go pożegnać...
Scisnął ją za rękę... już odchodzącą przywołał i... jeszcze raz spokojnie, na białém jéj czole złożył pocałunek bratni...