Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

— A, czekajże.. czekaj — protestował szlachcie, chcąc powstrzymać synowca...
— Niech stryjaszek mnie czeka w hotelu... przybędę, jak tylko potrafię najprędzéj,
Kolana ściskam! do nóg upadam!...
I wysunął się z za stołu, porywając Podkomorzyca pod rękę.
Wyszli, w ulicy p. Samuel, elegancki młodzian, ubrany według najświeższéj mody wiedeńskiéj, — odetchnął.
— Jesteś moim zbawcą, zawołał, ściskając Młyńskiego, radbym był zawsze cię widzieć, ale dziś... podwójnie. Najukochańszy a najnudniejszy ze stryjaszków trzymał mnie na uwięzi przy sobie od godziny dziesiątéj.. Wystawże sobie, kochanie, dla jego miłości zjadłem obiad w téj garkuchni, w któréj nigdy porządni ludzie nie stołują się, musiałem napić się piwa.. ale stryjaszek majętny i bezdzietny... chodzi mi o łaski jego...
Cóż ty tu porabiasz?
— Przyjechałem na czas jakiś do miasta...
— Na długo?
— Niewiem.
— I przybywszy nie dowiedziałeś się do kolegi! Byłbym cię zaraz wprowadził w towarzystwo — do naszego klubu... zaopiekował się tobą i ostrzegł cię — bo ze wsi przyjeżdżając, obyczajów naszych nie znasz, możesz porobić stosunki fałszywe i kroki niewłaściwe.