Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

— No, to dobrze — przejdziemy się swobodnie, a ja mogę ci pożytecznych udzielić informacyi. Żyję w najlepszym świecie, stosunki mam ogromne i czas schodzi mi doskonale... Spodziewam się, że będziemy po staremu jako dobrzy koledzy. Wprawdzie wydam ci się prostym nieukiem może... ale na serce rachować możesz...
Ścisnął go za rękę..
— Wiesz, dodał po chwili — do różnych przyjemności, które mi przynosi widzenie się z tobą, dołączyć trzeba jeszcze jednę, musisz mi rozwiązać zagadkę..
— Przyjdzie mi to pewnie z trudnością, rzekł Świętosław...
— Jeśli zechcesz być szczerym, to nie... ale dla czegóż byś nim być nie chciał?
— Mów, cóż te za zagadka...?
— Najpiękniejsza w mieście kobieta... któréj pewnie jakie lat pięć lub sześć niewidziałeś... bo o tém wiem, ma dla ciebie cześć i uwielbienie takie! takie... Ale gdzieżeś ty poznał Lenę?
— Lenę! jaką Lenę? i co to jest? spytał Świętosław, stojąc zaciekawiony... nie znam tego imienia kobiety...
— No, to jeśli chcesz, Helena?