Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

usprawiedliwiają, ale o tych dziejach zrzekłem się mówić...
I lepiéj dajmy im pokój... szepnął zamyślony Młyński.
— widzę, że radbyś się mnie pozbyć — odezwał się Samuel, wstając z ławki.
— Nie wcale, odprowadzisz mnie do hotelu, mam do pisania listy... siądę i spocznę... na dziś.. Przywykły do spokoju wsi, czuję się szybkim następstwem wrażeń jakiś znużony i nie swój, potrzebuję być sam... Wieśniakowi to może darowano...
— Szczęśliwy! ty masz wrażeń nadto, gdy nam ich braknie, nie jesteś zepsuty, jak my!
U drzwi gospody ścisnęli się za ręce i Świętosław wszedł sam do swojego pokoiku... z silnym bólem głowy, dziwnym smutkiem i znużeniem.
Nazajutrz przez kilka osób, które widziały bliżéj, lub spostrzegły zdaleka Młyńskiego, wszyscy, kogo to obchodzić mogło, wiedzieli o przybyciu młodego człowieka, opowiadano sobie o jego zasobach majątkowych, usposobieniu i talentach, domyślano się przyszłości a ci, którzy doń zbliżyć się mieli, samo, czy mimowolnie snuli już pewne ludzkie plany korzystania z niego. — Każdy nowo przybywający do społeczeństwa człowiek jest po troszę pastwą dla towarzyszów i — choć to porównanie dla nas nie przyjemném być może — wszyscyśmy szczupakami, gotowi się karmić panem bratem...