Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

Szanowny domator szczęśliwym był, iż złapał tak ciekawego i naładowanego nowinami człowieka, jakim sobie wystawiał Redaktora. Pochwycił go oburącz, gotów postawić butelkę krajowego porteru, byle dobyć z niego najświeższych konjunktur politycznych..
— No — zlituj się! zawołał — powiedz co słychać, z Królestwa? z Moskwy? jaki wiatr wieje od Francyi? co mówi Anglia? czy będziemy mieli Polskę?
Drabicki zrobił minę tajemniczą, potoczył wzrokiem, ramionami wzruszył i udał zakłopotanego.
— Ciemności, niepewności, tajemnice... gmatwanina.. zwyczajnie jak w polityce.. która jest labiryntem.
— Aleć wy przecie macie nitkę przewodnią.. zapytał szlachcie.
— Która się często urywa, jak oto właśnie w téj chwili..
— Ale uczcież nas.. co robić mamy?
— Patrzcież panowie w gazetę i pilnujcie się jéj skazówek.. rzekł Drabicki.. my tu za was na straży stać będziemy, byle nierozważna młodzież nie porwała w swe ręce wszystkiego.
— Otóż to jest! młodzież! westchnął pan Dyonizy..
— Bo to się młokosy zrywają na kierowanie opinią.. Ruszył ramionami, i właśnie gdy były podniesione,