Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

gon salonu, jego rozmowy, wolał książkę i poufałą gawędkę, ale cóż było robić?
Kazano mu się stawić na ósmą! O saméj ósméj Sławek regularny, jak zegarek, we fraku, który mu zawadzał, w paliowych rękawiczkach, które podarł, kładnąc stał na progu mieszkania hrabinéj, oświeconego wspaniale i pierwszy wszedł do pustego salonu, wykwintnie umeblowanego.
Czekały nań fotograficzne albumy na stole, kilka książek przywiezionych z domu, gazety i broszury, których u hrabinéj nigdy nie brakło, gdyż miała słabość najpierwsza posiadać nowości, pierwsza je czytać i mówić o nich.
W salonie było cudzo, chłodno, smutno, świece się paliły, maleńki ogień na kominku... zwierciadła urzędowe odbijały mu jego własną fizyonomią znudzoną i paliowe rękawiczki... aż do uprzykrzenia... Już chciał siąść do albumów, gdy zaszeleściła suknia jedwabna i powoli zapinając na ręce bransoletę, weszła hrabina z twarzą gospodyni domu przed wielkim wieczorem, zmęczoną zafrasowaną, zakłopotaną...
— Jakiżeś ty dobry, żeś przyszedł, zawołała ochrypłym nieco głosem pani, przeglądając się naprzód w zwierciadle, powiem ci że... jakkolwiek śmiała jakoś przed tym pierwszym wieczorem miejskim, straciłam odwagę... Będziesz mi trochę gospodarzył.