Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

spięte serwoarem brylantowym na szyi, okraszały pozycyą socyalną hrabinéj Drejss, z domu książniczki P. —
Za hrabiną szła chuda, słuszna, w okularach, kuzynka jéj, panna Koralia S.... i pan Sopoćko...
Całe to gronko, którego nie prosić nie było można, które się przystawiło tak grzecznie a zawczasu — należało właśnie, jeśli nie do jawnych, to do nieuchronnych w przyszłości antagonistów salonu hrabinéj Wartskiéj.
Może dla tego w progu witano się jak najczuléj, śmiano się tak sucho a tak uporczywie, ściskano, dopytywano o zdrowie... (wszystko to naturalnie po francusku, gdyż hr. Drejss mówiła źle po polsku, et la langue ne lui etait pas familiére...)
Sopoćko miał minę uroczystą, urzędnika pogrzebowego, przychodzącego brać miarę na trumnę, panna Karolia oczyma sięgała po najciemniejszych kątkach.. a hrabina upatrywała już sobie miejsca honorowego, pryncypalnego, bo z pokory chrześcijańskiéj zapewne, nikomu się posiąść niedawała, a gdzie niemiała pierwszego miejsca... wychodziła zaraz, skarżąc się na ból głowy. Zasiadła téż na kanapie, jako królowa i władczyni.
Sopoćce musiał się przypomnieć Młyński, ale apostoł przyjął go z wyrachowaną grzecznością; zimną i surową. Na te preliminaria wpadła zarumieniona czytaniem, uśmiechająca się, choć oczy miała jakby po świeżych łzach Jadwisia.. bardzo pokornie przypadając dla powi-