Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

nicy Rzewuskiego zwali matką kościoła.. — nadawała ton rozmowie — ale nie śmiejąc z nią walczyć, ani się jéj sprzeciwiać, a nie chcąc z nią polemizować, reszta gości zachowywała milczenie ostrożne. — Rozmowa ostygła, sztywna ożywić się nie mogła, czuć w niéj było niespójność członków towarzystwa...
Kiedy niekiedy ukradkiem rzucano na siebie wzrokiem.. ruszano lekko ramionami, lub w ostateczności potakiwano zimno..
Sopoćko i hrabina.. czuli się także nie na swym gruncie i po herbacie jakoś wkrótce cała kupka ta wyśliznęła się z salonu.. Był to znak dla innych do powolnego wynoszenia się, wieczór zakończył się dosyć smętnie.. Hrabina Wartska chcącemu już także wyjść Sławkowi dała znak, aby pozostał.. musiał być posłusznym.. Jadwisia ścisnęła go za rękę, szepnąwszy mu — idę, rozbieram się i muszę doczytać książki... Siedziałam jak na żarzących węglach!
— Cóżci to tak ciekawego, rozpoczęła!
— A! mama mi dała Notre Dame de Paris V. Hugo... Stanęłam na scenie z Febusem... i musiałam rzucić. Do zobaczenia...
Uciekła... w salonie jak przed wieczorem została tylko hrabina w fotelu rozpinająca bransolety i Sławek przed nią z kapeluszem w ręku..
— Słuchajno, kuzynku.. muszę z tobą pomówić