Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

— Wiem, że stworzenie ogniska nie łatwe... że obca w mieście narażam się... że...
— Jeśli mi pozwolisz młokosowi zrobić sobie uwagę, dodam, rzekł nieśmiało Sławek, iż nawet pomoc moja... może mieć niedogodność... Ludzie źli mogą mnie posądzić...
Nieśmiał dokończyć, hrabina się rozśmiała.
— O co? o to, że się kochasz we mnie? albo w Jadzi? prawda...
Sławek zarumienił się, jak wiśnia.
— No, powiedzże, czybyś się wstydził, gdyby cię posądzono o jedno lub drugie?
— A! nie — ale dla was... dla hrabinéj... dla Jadzi.
— Dla mnie!! zawołała Wartska... ja sobie z takich gawęd będą żartować... a przyznam ci się, że gdyby mi tak ślicznego chłopca, jak ty... dawano za kochanka... nie oburzyłabym się bardzo.. Sławek zmięszany, się skłonił.
— Co się tyczy Jadzi... gdyby mówiono, że się starasz o nią — czy myślisz, że toby jéj zaszkodziło? Owszem aby panna miała pretendentów, potrzeba koniecznie współzawodnictwa... Słowem, nie wykręcisz mi się...
— Wykręcać się nie myślę. Ja wykręcać! zawołał Młyński... całując ją w rękę.. i staję pod rozkazy tak pięknego i miłego hetmana...
— No, więc jesteś mój i śmiejąc się, rzekła hra-