Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

ja mam wzrok zepsuty... lub nieumiem sobie wytłómaczyć tego, co widzę i źle rozumiem... Nie mogę być lepszym nad to, co mnie otacza... jestem słabym i obłąkanym... Nie spodziewałem się przecie ideałów... ale to co widzę... obrzydza życie i rzeczywistość...
Męczył się tak Sławek i szukał samotności, aby przyjść do zgody z sobą... aby obmyśleć, co czynić... oburzały go co chwila krzywe drogi, myśli krzywe i głoszone jawnie zasady, których on ze swojemi pogodzić nie umiał...
Nie było dwóch ludzi w tém spółeczeństwie, którzyby wzajem się nie czernili przed nim.. nie było dwóch przeciwników dobréj wiary, którzyby się poszanować chcieli. Otwierał dziennik i znajdował w nim oburzające wystąpienia, w jednym przeciwko przeszłości, w drugim przeciw teraźniejszości, w innym przeciw osobom polemikę zamiast wojny z ideami.. Obok tego rozsiadała się — blaga, fałsz napuszony i cynizm nie umiejący nie powstrzymać. W kilka dni już widział jawnie, że prototypem nikczemności.. był ten Drabicki, którego on na pierwszym wstępie do miasta spotkał i którego układnéj wymowie zawierzył.
Z kimkolwiek mówił, każdy mu wskazywał tego człowieka, jako intryganta nie zasługującego na najmniejszy szacunek, ani talentem, ani charakterem.. prze-