Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

— Mój drogi, odparł kanonik, zła było zawsze wiele.. i dobrzy nie powinni dlań ani zamilknąć, ani zrozpaczyć. Właśnie w takich chwilach, gdy ludzkość w bólach przesilenia cierpi i rzuca się na łożu — poczciwi stać powinni czujni i pracować!!
— Ale któż ich usłucha?
— Z razu nikt, potém z ciekawości obojętni, potém ze wstydu obłąkani, naostatek tłum, co idzie za drugimi... Wierz, że tu w wielu sprawach nieśmiałe uczucie prawdy kryje się, tai, ukazać boi, i czeka, aby je kto inny wygłosił i dopiero się.. ozwie z krzykiem bolu... Śmielszym zostawiona inicyatywa reform...
Sławek się zamyślił.
— Prawdziwie mój kanoniku, to Bóg mi cię tu zesłał? ale coż ty tu porabiasz!
Stary się uśmiechnął.
— Dano mi a raczéj ja sobie sam dałem dymisyą i osiadłem w celi klasztornéj... tak mi lepiéj..
Nie pytaj o szczegóły.. bo ci ich nie powiem. Nie jest mi nigdzie źle...
— Ale cóż się stało? zawołał Sławek.
— Nic, nic.. Wikaryusz, który był w łaskach u pewnych ludzi wpływowych, u ktorych ja nie byłem w łaskach, potrzebował probostwa. Naturalnie, że mnie starego dla niego usunięto...
— Wikaryusza tego ja sam sobie sprowadziłem, dźwi-