Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/82

Ta strona została skorygowana.

gnąłem.. a on mnie wypędził, jest to w porządku rzeczy...
Lituję się nad nim, ale się nie gniewam, mnie to wszystko jedno...
Żyję sobie w klasztorze jak u Boga za piecem, a że mnie upokorzono tém usunięciem.. to dla duszy méj pożytek i pociecha...
Mów mi o sobie — dodał staruszek. — Sławek smutny i znękany potrzebował tylko tego pozwolenia, aby się przed kanonikiem wyspowiadać, wyjęczeć. — Stary słuchał z zajęciem i uśmiechał się niekiedy.
— Mój drogi, rzekł w końcu — należy ci się z siłami rozrachować. Dwa masz przed sobą uczciwe kierunki, z których jeden obrać możesz. Jeśli sił nie czujesz do walki — usuń się z jéj pola, zamieszkaj na wsi, gospodaruj, ucz ludzi, pomagaj biednym, bądź widzem boju.. pracuj w ambulansach. Jeśli jest w tobie duch rycerski i ochota do zapasów ze światem i złem, występuj i bij się do upadłego... nie zaręczam, byś nie zginął... nie wiem, czy z szeregowego dojdziesz hetmaństwa, czy kaleką wyniosą cię z pola bitwy, nic nie wiem... Wszakże odradzać ci nie będę, stanąć pomiędzy wybranymi żołnierzami chrystusowymi...
— Nawet, gdyby nie było nadziei zwycięstwa..?
— Walczy się nie dla niego, ale dla prawdy, czasem tylko, by poledz za nią i poświadczyć ją krwią...