Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

— A ja — zrozumiawszy milczenie, odezwała się kobieta, a jabym cię panie poznała... Ty jesteś jeszcze tym młodym studencikiem... co płakał nad cudzą niedolą i dlań miał litość pełną — a ja — już nie jestem tą rozpłakaną dzieweczką, co się tuliła do łona umierającéj matki. Sieroctwo wyryło się na mojém czole, na sercu... i uczyniło mnie starą...
Ze wszystkich uczuć zagasłych, panie — wspomnienie tylko twoje i cześć dla ciebie — przeżyła!
Byłam pewną, że cię kiedyś zobaczę... Od kilku dni chodziłam, jak w gorączce... chciałam pójść pierwsza... ale jak! — Mnie o siebie nie szło... o was? Ja jestem aktorką... tyś młody... ludzie są źli, rzucili by ci w oczy szyderstwem... Tego nie chciałam... ale jałmużna kilku słów za te asterki, które ci słodką młodość i dobry uczynek przypomną — należy mi się! należy!
Sławek uścisnął jéj rękę...
— Siądźmy tu, rzekł — ja się wcale nie lękam wyśmiewań, niczego... a rad jestem, bardzo rad.. że was widzę...
— Nie wątpię, odpowiedziało dziewczę, — ja jestem twoją, twojém stworzeniem, uratowaném przez ciebie — od śmierci głodnéj... Ale ty dla mnie! ty dla mnie panie, nie przestałeś być ideałem... marzeniem, wszystkiém... Byłeś moim dobroczyńcą, nie wiedząc o tém, bo wspomnienie twoje broniło mnie od złego... Czułam