Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W mętnéj wodzie.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

rozmowy ktoś z za drzew chwytał i śmiał się i ręce zacierał i równie prawie szczęśliwy, jak oni, pobiegł do miasta... z doskonałą plotką.


W czasie obiadu u hrabinéj Wartskiéj, który poprzedził pamiętny Sławkowi wieczór w ogrodzie — nie zaszło nic wzmianki godnego. — Jadwisia przybiegła uśmiechnięta, wesoła, bo wrażenie smutnych scen powieści V. Hugo zatarło się, hrabina prześliczna, strojna, nadzwyczaj grzeczna była dla Samjela — widocznie go sobie ująć życzyła... Nie zwierzyła mu się wprawdzie z całą myślą swoją co do literackiego salonu... ale go zyskała jako sprzymierzeńca, gotowego iść za jéj rozkazami... Samjel oczarowany był jéj uśmiechem i uprzejmością.
W parę dni potém różne już wieści zaczęły obiegać po mieście, p. Sopoćko, który miał najwyborniejszą policyą, zawiadomił hr. Drejssową, że przeciw zdrowemu jéj wpływowi na społeczność, zdaje się skrycie formować spisek, a bodaj czy domu hr. Wartskiéj za stolicę knowań nie obrano...
Hr. Drejss ruszyła ramionami dumnie, Sopoćko nie nalegał ani zaręczał, ale coś go doszło... Naciśnięty mocniéj przyznał się, że mu nawet wskazano wodzów partyi w Sławku zagorzalcu... i w chytrym Samjelu... który dotąd — o potwora! za wcale dobrze myślącego